czwartek, 27 lutego 2014

Opinie testerów

Nadszedł czas kiedy dobiegły końca testy i zbieranie opinii, a nadszedł czas wprowadzenia produktu na rynek. Osobiście pokonałem w Monk Sandals już ponad 100km. Biegałem po asfalcie, polnych drogach, szutrach i leśnych ścieżkach (bardziej i mniej kamienistych). Startowałem w biegu na 5km oraz 10km, zarówno na jednym jak i drugim dystansie pobiłem swój rekord życiowy. Oprócz biegania sandały używałem do wejścia na Ślężę, czy podczas wizyty na saunie. Nie dość, że nie widać śladów zużycia to nigdzie mnie nie zawiodły. Oprócz mnie z wersji testowej korzystały również inne osoby. Poniżej zamieszczam opinie osób, które użytkowały już Monk Sandals.



„Ponieważ od jakiegoś czasu biegam w sposób naturalny, nawet startówki na asfalt mam właśnie minimalistyczne, postanowiłem przetestować produkt MONK. W tym celu zamówiłem parę sandałów do biegania rozmiar 45. Pomimo obaw, że sandały będą się kiepsko trzymać na stopach, okazało się że doskonale leżą. Nawet nie trzeba mocno spinać pasków tak jak sznurówki w tradycyjnych butach. Wystarczy lekko spiąć a bucik już nie ucieka na boki. Dobrze sprawuje się także na kamienistych górskich ścieżkach. Oczywiście bez przesady, trzeba stawiać stopy uważnie. Czekam na wyższe temperatury, bo swoje testy przeprowadzałem w mrozie i to jest niestety chyba największy minus MONK'ów. Przy mrozie 12 stopniowym jest za zimno Nawet cieniutka warstwa kamasza zwykłego buta powoduje, że podczas biegu w stopy jest ciepło. W sandałach (oczywiście miałem skarpety) jest po prostu za zimno. Ale oceny i pierwsze wrażenie bardzo pozytywne! Może doczekamy się gdzieś w Polsce nawet zawodów! Pomyślcie. Wszyscy w sandałach! Czekam na wiosnę, aby kontynuować testy. O wynikach będę informował. Pozdrawiam.” 

Przemysław Demków
(maratończyk z KB Sobótka, ukończył m.in. Bieg Rzeźnika, Maraton Karkonoski, Maraton Wrocławski)


„Dzisiaj biegałem już w Monk Sandals i pierwsze wrażenie mam bardzo dobre. Wydawało mi się, że podeszwa jest za bardzo giętka, a powinna być bardziej sztywna, stała jak w sandałach zza oceanu, ale myliłem się. Ładnie dopasowuje się do powierzchni, a nawet trzyma sie na śniegu. Biegałem dzisiaj raczej po mokrym asfalcie i kostce, ale trochę śniegu u nas leży i miałem okazje po nim trochę pobiegać, powiem tak: podeszwa w Monkach ma nawet sporą przyczepność na ubitym śniegu, wiadomo że nie można biegać po rozbitym błocie śniegowym, ale pierwsze wrażenie moje jest naprawdę dobre, trzymają się podłoża, jestem tylko ciekaw jak to będzie w lecie na ścieżkach leśnych, z korzeniami. Jeżeli chodzi o wiązanie to też pozytywne zaskoczenie, łatwo się mocuje, nic nie uwiera ani nie jest zbyt luźne jeśli sie dobrze wszystko dopasuje do stopy.
20 dni później:
Sandały mają już 68 kilometrowy przebieg, stan wciąż ten sam, bez usterek. Mam nadzieję, że mimo trudnego terenu w jakim biegam i zróżnicowanego, nadal będą się trzymać tak dobrze. Co zauważam, podeszwa genialna jest na teren leśny, sztywniejsza podeszwa w lunach bardziej pasuje mi na asfalt i twarde nawierzchnie. Ale Monk są stworzone na leśne ubite jak i miękkie podłoże, las, łąka, polna droga to według mnie ich przeznaczenie chociaż nie odczuwam żadnych kontuzji ani trudności z bieganiem po asfalcie i chodnikach.” 

Antoni Bednarczyk
(bieganiem zajmuje się od 6 lat obecnie amator biegania minimalistycznego)

„Pierwsze wrażenia”
„Pierwszy rzuca się w oczy minimalizm tych sandałów. Jest to po prostu podeszwa i kilka pasków, nic więcej.  Żadnych kosmicznych technologii, które tylko pozornie mogą uczynić nas szybszymi, czy wytrwalszymi. Od razu zaczęłam się zastanawiać nad wytrzymałością podeszwy. Może i jest to Vibram, ale Merrel Vapor Glove, w których przebiegłam już setki kilometrów też go mają i w paru miejscach zaczynają się ścierać.  Jako, że nie miałam wcześniej do czynienia z sandałami biegowymi zaczęłam się również martwić, że materiał z którego wykonany jest pasek będzie mi obcierał stopę- zwłaszcza przy dłuższym biegu.
Ze względu na warunki atmosferyczne i chwilowy brak odpowiednich skarpetek na razie testowałam Mnichy jedynie w warunkach domowych.  Trochę natrudziłam się z dopasowaniem-trzeba znaleźć swój sposób i trochę pokombinować z paskami, ale jak już mi się to udało to okazało się, że naprawdę dobrze leżą. Wbrew pozorom podeszwa nie lata na boki i bardzo dobrze dopasowuje się do stopy. Nie poczułam również żadnych otarć więc jest nadzieja, że moje obawy się nie sprawdzą.”

Marta Wenta
 (amatorka biegania minimalistycznego)


„Huarache po polsku czyli Monk Sandals”
„Doczekaliśmy się wreszcie polskich sandałów do biegania podobnych do tych, w których śmigają meksykańscy indianie Tarahumara! […]
Miałem w nich okazję zrobić dopiero jedno wybieganie, więc ciężko jest jeszcze napisać coś konkretnego, ale “Mnichy” niewątpliwie mają potencjał. Inspirowane są dostępnymi na rynku sandałami i starają się łączyć w sobie najlepsze rozwiązania z różnych modeli.[…]
Kiedy otwierałem przesyłkę od Monk Sandals, nie do końca wiedziałem czego się spodziewać. Niby rozmawialiśmy na Fejsie, wymienialiśmy się pomysłami, ale wykonanie to osobna sprawa. Mile się zaskoczyłem! Sandały zrobione są profesjonalnie i bardzo dokładnie. Kształt podeszwy jest idealnie przycięty, supełek pod spodem zastąpiony znaną i lubianą zaślepką, więc nic nie ugniata palców. Boczne uszka przyczepione są do podeszwy solidnym nitem, a pasek zszyty jest starannie.”

Paweł Ignac,
(fan biegania naturalnego, na swoim koncie ma już wiele kilometrów w obuwiu minimalistycznym)
Fragment wpisu z blogu profesjonalnego testera obuwia minimalistycznego. Szczegóły oraz zdjęcia znajdziecie na stronie:
http://heavyrunslight.wordpress.com/2014/01/30/huarache-po-polsku/



sobota, 8 lutego 2014

Zimowy bieg "Piasta" na 10km



Ostatnio odbierając wizytówki spotkałem w drukarni dwójkę biegaczy. Zarówno jeden jak i drugi przyglądali się z zaciekawieniem sandałom. Na początku poopowiadałem o konstrukcji i materiałach jakie są użyte, a później zaczęła się debata na temat ich jakości oraz zastosowania. Z niedowierzaniem słuchali mnie jak dobrze się w nich biega. Po chwili jednak zaczęli zastanawiać się na jakim biegu mógłbym sobie w nich nie poradzić, lista tworzyła się coraz dłuższa a ja czułem się coraz pewniejszy i skory udowodnić im, że spiszą
się rewelacyjnie. Zaproponowali, więc udział w zimowym biegu „Piasta” na dystansie 10km, który odbył się 08.02.2014. Oczywiście przyjąłem zaproszenie i chętnie wystartowałem w zawodach. Muszę przyznać, że sporo ludzi przyglądało się sandałom, które miałem na nogach. Na początku na pewno zastanawiali się jak można w takim obuwiu biegać, jednak na efekty długo czekać nie trzeba było. Już od samego startu razem z kolegą ustaliliśmy tempo w granicy 13km/h. Teren był zróżnicowany czyli trochę szutru, trochę kostki brukowej. Ja jednak najbardziej lubię naturę, dlatego na odcinkach błotno szutrowych biegło mi się znacznie lepiej. Mimo zakrętów i nierówności sandały Monk spisywały się rewelacyjnie. Nawet kamyczki, które czasem wpadały do środka szybko wylatywały bez żadnych problemów, wynika to z tego, że stawia się stopę na przodostopiu, przez co jeżeli jakiś kamyk wpada z tyłu to zaraz tą samą drogą wypada.
Podsumowując: był to mój pierwszy bieg w sandałach Monk na 10km i od razu zrobiłem rekord życiowy na tym dystansie. Sandały spisały się rewelacyjnie, cały czas odczuwałem komfort poruszania się i brak jakiegokolwiek luzu na paskach. Po za tym pogoda i atmosfera była świetna i pewnie dlatego udało się ukończyć te zawody z dobrym czasem czyli 45min 36sek.
Jakieś propozycje kolejnych startów i testów? Na liczniku już 60km i zero śladów zużycia